Już od ponad 15 lat „Super Express” patrzy na ręce politykom i urzędnikom. Ujawnia afery i nadużycia. Codziennie pracuje nad tym ponad stu dziennikarzy. Władza za nimi nie przepada, boją się ich kieszonkowcy, bandyci, skorumpowani urzędnicy i pijani kierowcy. Wszyscy ci, którzy mają coś na sumieniu, a słyszą: „dzień dobry, jestem z „Super Expressu”, mam kilka pytań”, nagle zaczynają się jąkać, a głos grzęźnie im w gardle.
Operacja „Trotyl”
Na początku 1995 roku, gdy krajem wstrząsnęła fala zamachów bombowych, w redakcji „Super Expressu” wydarzyły się sceny niczym z amerykańskiego filmu akcji. Była niedziela, 26 lutego 1995, dziennikarze przygotowywali poniedziałkowe wydanie gazety. Nagle, po schodach prowadzących na ostatnie piętro siedziby redakcji, wbiegli zamaskowani i uzbrojeni policjanci z brygady antyterrorystycznej. Ewakuowali wszystkich pracowników, a później spuścili ze smyczy psy tropiące, które „wywąchały”… trotyl.
Nie była to jednak próba zamachu terrorystycznego na „Super Express”. Było to 6 lasek trotylu oraz 6 kawałków lontu, które dziennikarze kupili… na bazarze. Prowokacja miała na celu udowodnienie, jak łatwo zdobyć materiał do produkcji bomby. Policja uważała, że redakcja stworzyła zagrożenie dla życia. „Super Express” uznał, że większym zagrożeniem jest łatwy dostęp do materiałów wybuchowych, z których bez trudu można zrobić śmiercionośne narzędzie. Sąd, po latach, przyznał rację dziennikarzom.
Logo na samolocie
Kolejny raz „Super Express” obnażył słabość organów dbających o bezpieczeństwo Polaków w grudniu 2003 roku. Reporter gazety bez problemu dostał się na słabo strzeżoną płytę lotniska Okęcie. Spokojnie przechadzał się pomiędzy samolotami i przyklejał do ich kadłubów naklejki z logo „Super Expressu”. Gazeta udowodniła, że w chwili, gdy na całym świecie narastało zagrożenie atakami terrorystycznymi, główne lotnisko w Polsce było dostępne dla każdego. Po naszej prowokacji wzmocniono jego ochronę.
Prowokacje dziennikarskie są stałym elementem pracy naszych reporterów. Gazeta piętnuje nieuczciwych posłów. Zwłaszcza takich, jak państwo Łyżwińscy, którzy nie posiadając samochodu pobierali pieniądze za benzynę. „Super Express” nie żyje jednak tylko ciemną stroną polityki. Jako pierwsza gazeta nakłoniliśmy polityków do ujawniania swoich zeznań podatkowych. A posłanka Renata Beger przyznała się nam, jak bardzo lubi seks i co ma w oczach.
Śledztwo trwa
W lutym tego roku do zespołu „Super Expressu” dołączył Paweł Biedziak, dotychczasowy rzecznik prasowy Komendy Głównej Policji. Stworzył dział, którego zadaniem są śledztwa dziennikarskie. Wykorzystuje on najnowsze metody pracy stosowane przez dziennikarzy śledczych i metody pracy stosowane w policji. W wyniku pracy tego działu na łamach „Super Expressu” ukazał się m.in. wywiad z najsłynniejszym świadkiem koronnym „Masą” oraz ujawniono ohydny proceder podglądania przez ochronę klientów w przymierzalni gorzowskiego hipermarketu. A to jeszcze nie koniec ujawnionych afer. „Super Express” cały czas patrzy!
Waldemar Kuźniar