Trzeba dobrze rozpoznać rynek

Iwona-Krzemińska

Iwona Krzemińska prowadzi w Kielcach trzy kioski z bardzo różnorodnym asortymentem – od gazet (dostarczanych przez kielecki oddział Kolportera) po… ziemię do kwiatów. Jej zdaniem taka jest właśnie recepta na sukces: bogata oferta, którą weryfikują sami klienci.

Z handlem związała się – jak sama mówi – przez przypadek. – Mój brat prowadził kiosk na osiedlu Pod Dalnią w Kielcach – opowiada Iwona Krzemińska. – Zrezygnował, a tymczasem mnie się taka praca spodobała. Postanowiłam przejąć po nim ten punkt. To było dziewięć lat temu. Tamten kiosk prowadziłam przez półtora roku. Lokalizacja była bardzo dobra, ale było w nim niewiele miejsca, a ja chciałam oferować coraz więcej różnorodnego towaru.

Po wyprowadzce z osiedla pani Iwona kupiła kiosk w centrum Kielc, przy ul. Warszawskiej. – Z upływem czasu otwierałam kolejne punkty. Czasem trzeba je było szybko zamknąć, bo okazały się niewypałem. A czasami było wprost przeciwnie. Dziś prowadzę trzy kioski – dodaje.

Dobra lokalizacja punktu sprzedaży to zdaniem naszej rozmówczyni jedno ze źródeł sukcesu w handlu. – Trzeba się nad nią zawsze poważnie zastanowić. Dobrym miejscem jest np. osiedle, zwłaszcza jeśli w pobliżu jest mała konkurencja – wylicza Iwona Krzemińska. – Z drugiej strony kiosk tzw. przejściowy, czyli w miejscu, gdzie jest duża rotacja ludzi, też jest strzałem w dziesiątkę. Atrakcyjnym miejscem są np. dworce, ale tam z kolei ceny czynszów bywają bardzo wysokie. Trzeba jednak powiedzieć, że pomimo tych wszystkich kalkulacji i doświadczeń zdarza się, że człowiek się pomyli i nie trafi z lokalizacją punktu.

Słucham swoich klientów

Jaka jest recepta na sukces? – Dzisiaj trzeba mieć w ofercie dosłownie każdy towar. Klient tego oczekuje – podkreśla pani Iwona. – Mój asortyment obejmuje oczywiście prasę, ale też zabawki, artykuły papiernicze, chemię gospodarczą, kosmetyki, leki. W jednym z kiosków, i to takim bez wejścia do środka, wprowadziłam jakiś czas temu sprzedaż ziemi ogrodniczej, odżywek do kwiatów. I okazało się, że to strzał w dziesiątkę! Kiosk mieści się przy osiedlu, więc klientom jest wygodnie, bo nie muszą dźwigać daleko worków z ziemią. Muszę mieć w swoim kiosku żarówki, klej dla dziecka, agrafkę, rajstopy, dosłownie wszystko. A i tak klienci potrafią zaskoczyć mnie pytaniem np. o kwasek cytrynowy.

Dobre rozpoznanie potrzeb rynku to podstawa. A do tego wystarczy – zdaniem pani Iwony – po prostu słuchać klientów i być elastycznym. – Bo to sami klienci weryfikują moją ofertę handlową – dodaje nasza rozmówczyni. – Klientka pyta mnie o doniczki. Nie mam, ale zaraz kupuję i sprowadzam do swojego punktu. Inny przykład to gazety. Są teraz w każdym sklepie. Jeśli więc jakiegoś tytułu nie będzie u mnie, albo zostanie słabo wyeksponowany, to klient pójdzie kupić go gdzie indziej. Z kolei jeśli jakiegoś asortymentu nie ma w pobliżu lub jest w wysokich cenach – to też jest światełko dla mnie.

Ciężka praca i ciekawe hobby

Na początku pani Iwona sama pracowała w swoim pierwszym kiosku. Ale wraz ze wzrostem liczby punktów pojawiła się potrzeba zatrudnienia pracowników. Dziś jest ich troje. – Pomaga mi także brat, oprócz tego dorywczo zatrudniam studentów, głównie na wakacje – mówi Iwona Krzemińska. – Sama także sprzedaję, i to w każdym z moich kiosków. Bywa, że pracuję po 12–13 godzin dziennie. Wszystkiego trzeba dopilnować osobiście. Poza tym moja praca nie kończy się wraz z zamknięciem punktu. Trzeba jeszcze jechać po towar, porozwozić go.

Zdaniem pani Iwony sprzedawca musi być przede wszystkim uprzejmy i miły – nikt nie lubi burkliwej obsługi i naburmuszonych ekspedientek. – Do tej pory mam klientów, którzy z osiedla Pod Dalnią specjalnie przyjeżdżają do mnie po gazety, chociaż tam nie pracuję już od lat – dodaje nasza rozmówczyni. – Daję klientom swój numer telefonu, by zawsze mieli ze mną kontakt. Jestem dla nich zawsze dostępna.

Kioski są czynne od poniedziałku do soboty. W wolnym czasie pani Iwona nadrabia zaległości książkowe i telewizyjne. Ma też hobby, które dzieli ze swoim synem. – Uwielbiamy układać puzzle – śmieje się. – Mamy ich w domu chyba z 60 pudełek.

Na zdjęciu: Kontrahentka kieleckiego oddziału Kolportera Iwona Krzemińska

Artykuł ukazał się w miesięczniku „Nasz Kolporter” (maj 2015)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.