Tegoroczna wielka powódź postawiła w stan najwyższego pogotowia pracowników oddziałów Kolportera DP. Zlokalizowany kilkaset metrów od Wisły krakowski oddział firmy przez kilka dni był przygotowany do ewakuacji, w pogotowiu czekały samochody ciężarowe, sprzęt komputerowy pracował cały czas, ale został umieszczony na paletach. W okolicy Lipnicy Murowanej gazety do sklepów i kiosków dowozili pontonami strażacy – bo drogi były nieprzejezdne.
– Przez dwie doby pracowaliśmy w wielkim napięciu – na bieżąco śledziliśmy pracę służb odpowiedzialnych za uszczelnianie wałów, mieliśmy gotowy plan ewakuacji, wszyscy pracownicy dokładnie wiedzieli, co mają robić, gdyby wał przeciwpowodziowy nie wytrzymał naporu fali powodziowej. Samochody ciężarowe przeznaczone do ewakuacji czekały cały czas w pogotowiu – opowiada Robert Sosiński, dyrektor Małopolskiego Oddziału Kolportera DP, zlokalizowanego na ulicy Ciepłowniczej w Krakowie, kilkaset metrów od Wisły. – W wale pojawiły się przecieki. O tym, jak dramatyczna była sytuacja świadczy fakt, że położony bliżej wałów niż nasz oddział Pepsi Coli pracował po kostki w wodzie. Strażacy spisali się jednak znakomicie – bardzo szybko usunęli przecieki.
Krakowski wał na Wiśle ostatecznie pękł o kilometr od siedziby oddziału Kolportera DP i woda wdarła się na teren położony po drugiej stronie rzeki…
– Powódź spowodowała czasową przerwę w sprzedaży prasy w około 60 punktach obsługiwanych przez nasz oddział w Gdowie, Łapanowie, Rożnowie, Gnojniku, Uszewie, Woli Radziszowskiej, Radziszowie, Rogoźniku, Zarabiu , Kamionce, Rożnowie, Gródku nad Dunajcem, Wilkowisku, Laskowej, Okolicach Makowa Podhalańskiego, Suchej Beskidzkiej, Zawoi, Mszanie i Kasince – dodaje R. Sosiński. – Ze wszystkimi kontrahentami na zalanych terenach mieliśmy kontakt telefoniczny, aby na bieżąco planować objazdy uwzględniające trasy dostaw. W kilku przypadkach (okolice Lipnicy Murowanej), pomimo braku dojazdu, klienci otrzymywali dostawy i dostarczali nam zwroty prasy wykorzystując do tego łodzie i pontony należące do służb ratunkowych.
Na terenie zaopatrywanym w prasę przez Oddział Śląski Kolportera DP (Katowice, Bielsko-Biała, Częstochowa) czasowe wstrzymanie dostaw konieczne było w przypadku około 30 sklepów i kiosków.
– W oddziale cały czas trwał stan podwyższonej gotowości. Trasy, jakimi jeździli nasi kierowcy, były codziennie zmieniane, w wielu miejscach sytuacja zmieniała się praktycznie z godziny na godzinę – mówi Kazimierz Pochwalski, dyrektor Oddziału Śląskiego Kolportera DP. – Na przykład na trasie krajowej numer 1 w okolicach Czechowic nagle zaczęła płynąć rwąca rzeka…
Dramatyczne chwile przeżyli też pracownicy częstochowskiej filii oddziału Katowice – tam woda z pobliskiej rzeki całkowicie zalała drogę dojazdową i doszła aż pod główną bramę. Samochody do magazynu prze kilka dni dojeżdżały przez teren pobliskiej firmy.
– Patrząc na obraz strat pokazywanych przez telewizję można powiedzieć, że mieliśmy dużo szczęścia – podtopionych zostało bardzo niewiele punktów sprzedaży, dostawy do nich wstrzymane były tylko przez kilka dni – podkreśla K. Pochwalski.
– Wiele razy nasi kierowcy dostarczali gazety brodząc po kolana w wodzie. Zdarzały się opóźnienia, jednak w tym trudnym okresie udało nam się dotrzeć z prasą do wszystkich kontrahentów – mówi Maciej Krysztofiak, dyrektor Oddziału Wielkopolskiego Kolportera DP. – Najgorzej sytuacja wyglądała w byłym województwie konińskim i samym Koninie, również miejscowość Golina była mocno zagrożona i tam wystąpiły podtopienia. Podobnie sytuacja wyglądała w podpoznańskich miejscowościach Mosina, Luboń, Puszczykowo, tam jednak najbardziej ucierpiały zabudowania w bezpośrednim sąsiedztwie rzeki, nie było wśród nich zaopatrywanych przez nas punktów sprzedaży
Na Podkarpaciu podczas powodzi główne drogi były nieprzejezdne. Podobnie jak w Małopolsce i Wielkopolsce kierowcy dowożący prasę korzystali z objazdów – nieocenione w tych trudnych chwilach było cb-radio, dzięki któremu mogli na bieżąco zbierać informacje o zalanych drogach. I tutaj zdarzało się, że aby dostarczyć gazety, trzeba było brodzić po kolana w wodzie.
– Na kilka dni musieliśmy wstrzymać dostawy do siedmiu punktów sprzedaży w okolicy Ropczyc i Dębicy – stwierdza Andrzej Matuszak, kierownik logistyki w Podkarpackim Oddziale Kolportera D.P. – Najbardziej dramatyczne skutki spowodowało przerwanie wałów na Wiśle w okolicy Tarnobrzega i zalanie południowo-zachodnich okolic Gorzyc. Po sufit zalane zostały dwa sklepy zaopatrywane prze nasz oddział. Dopiero po kilku dniach udało nam się nawiązać kontakt telefoniczny z tymi kontrahentami – do dziś nie byli w stanie podjąć pracy.
W województwie świętokrzyskim całkowicie zalane zostały tylko dwa punkty sprzedaży w Sandomierzu. W województwie lubelskim najbardziej dramatyczna sytuacja zdarzyła się po przerwaniu wałów w gminie Wilków.
– Na tym terenie całkowicie zalane zostały trzy obsługiwane przez nas sklepy, niestety z ich właścicielami nie mamy do dziś kontaktu. Nie możemy się do nich dodzwonić ani tam dojechać – mówi Bernard Rohan, dyrektor Oddziału Lublin Kolportera DP.
Dzięki bardzo dobrej koordynacji dostaw i zaangażowaniu kierowców gazety docierały nawet na częściowo zalane tereny. W sumie tegoroczna powódź spowodowała kilkudniowe wstrzymanie dostaw do około 100 (z blisko 28 tysięcy) sklepów i kiosków zaopatrywanych przez Kolportera DP. Siedem z nich zostało całkowicie zalanych. Patrząc na te dane od strony statystyki – to pozornie mało, jednak trzeba pamiętać, że oznacza to 100 ludzkich dramatów…
– Z wstępnego podsumowania wynika, że klęska żywiołowa, która dotknęła nasz kraj nie spowodowała spadku sprzedaży prasy w zaopatrywanej przez nas sieci sprzedaży. Zmniejszone zakupy gazet na zalanych terenach zostało zrekompensowane przez większy popyt na prasę tam, gdzie o wielkiej wodzie ludzie mogli tylko poczytać – stwierdza Michał Zbytek, pełnomocnik zarządu Kolportera DP ds. sprzedaży.
MT